seria obrazów
technika własna
czerwiec 2014
technika własna
czerwiec 2014
In this work I am trying to recreate the conditions of incubation, of the earliest emerging instincts. I am evoking the period of childhood and trying to engage in its aura. I am looking for a means which was once giving me a sense of security. Wrapping me up. Soaking up the sweat from my dreams. Onto the looms, pulled together like kites, I put children’s bed linen. Each one has a different pattern, different degree of wear, different smell. I am painting with diluted acrylic paint, trying to imitate child’s sweat, light and candylike. Through the subject of these works I am also trying to get to the origins. To the elementary matters. Following the path of C.G. Jung, I am trying to touch the archetypes with my own mind. These images are evidence of my psychoanalysis. Visionary centaurs, hippogriffs, manticores, chimeras and rainbow snakes are glittering, transforming, even eating themselves and defecating. They come from ancient mythologies and fables of primitive cultures. The scenes presented here are allusions of collective psyche. Step by step, I am approaching the misty and dark materia prima. Ensuring, at the same time, that colour and lightness of the touch of paint stand in naive opposition to the issues I bring up.
Laura Grudniewska nazwała swoją prezentację w Galerii Spokojna „Happy Neurosis Island”, zaś w tekście dołączonym do wystawy powołuje się na C. G. Junga i jego pojęcie „prima materia”, czyli pierwotną, nieuświadomioną jaźń. Są to wyraźne tropy, autorka odważnie odwołuje się do podświadomości i stamtąd wydobywa tematy do swoich obrazów. Nie jest w tym całkiem osobna. Podobnie postępuje wielu młodych artystów, a może nawet zbyt wielu - odkąd krytycy sformułowali pojęcie „zmęczonych rzeczywistością”; ilość wytworów fantazji i nowych surrealistów wzrosła w sposób lawinowy. Jednak w tym przypadku autentyczność tych prac jest porównywalna z osobowością autorki i dzięki temu nie budzi w nas obaw o brak autentyzmu czy kokieterię. Skąd pewność, że tym razem mamy do czynienia z autentyczną wyobraźnią i osobą zdeterminowaną na tyle, aby nie tworzyć kolejnych ilustracji zgodnych z bieżącą modą. Decydujące są: za-angażowanie, systematyczność, wręcz uporczywość i to coś co w niewytłumaczalny sposób odróżnia prawdę od fałszu. Obserwując Laurę przez trzy lata mogłem przekonać się, że maluje z głębokiej potrzeby i traktuje swoją pracę w pewnym sensie jako proces terapeutyczny. Bo choć nie musiała tego robić; domagała się kolejnych przeglądów nawet wtedy, gdy zdecydowała się na dyplom w innej pracowni, jak przystało na ambitną studentkę Wydziału Nowych Mediów, w eksperymentalnej wciąż jeszcze technice holografii. Jednak to właśnie w pracowni Przestrzeni Malarskiej kontynuowała swoje doświadczenia, dokonując w tym czasie następnych odkryć. Wynajdowała coraz to nowe podłoża malarskie; jak na przykład ozdobną pościel dziecięcą, nabijaną na własnoręcznie konstruowane krosna, przypominające latawce, gdyż bardziej przybliżało ją to do warunków w jakich rodzą się pierwsze koszmary. Oto jak sama autorka mówi o tym żmudnym malarskim procesie: „Idąc tropem C. G. Junga, własnym umysłem próbuję dotknąć archetypów. Obrazy te są świadectwami mojej psychoanalizy”. Faktycznie zarówno czyste, białe podłoża, jak i bogato zdobione flanelki, Laura Grudniewska zapełnia wytworami swojej wyobraźni. Występują na nich zarówno ludzie i zwierzęta, jak i stwory mi-tyczne, kojarzące się z postaciami z baśni, które czy-ta się dzieciom do snu. Tyle, że sceny przesycone są erotyczną atmosferą. Przedstawiają dominujących samców, albo męskie genitalia podczas erekcji lub ejakulacji - samice zaś w stanie opresji. W dodatku z pozoru niedbałe kompozycje potęgują wrażenie, że sceny te pojawiły się tam nie dla epatowania, ani z powodów wyłącznie estetycznych, lecz z konieczności wyzbycia się strachów.
Paweł Susid